Znów w drodze. A raczej - wreszcie. Bo sezon już dawno się rozpoczął, a dla nas to dopiero pierwsze dłuższe kilometry w tym roku i kilka dni w drodze.
Poza tym, wycieczka, którą zaplanowaliśmy na bożocielny weekend, to był także festiwal pierwszych razów, bo:
a. po raz pierwszy zdecydowaliśmy się nie tylko na samą jazdę po fajnych drogach dla przyjemności, ale raczej na jazdę od punktu do punktu, gdzie postanowiliśmy coś (i tu uwaga, bo wpada nowe słowo) "zwiedzić",
b. atrakcje wybrane zostały przez Cezarego,
c. nasza dwójka zamieniła się w trójkę, czyli przełamaliśmy daleko i szybkobieżny duet.
Rozwinięcie punktów a i b w dalszej opowieści ;)
Wybór destynacji był prosty, gdyż już od jakiegoś czasu miałam na oku Czeską i Saksońską Szwajcarię. (Wyjaśnienie punktu b). Cezary zabrał się za poszukiwanie w sieci informacji na temat ciekawych dróg, czy miejsc wartych zobaczenia. Do wykorzystania mieliśmy cztery dni, które postanowiliśmy przeznaczyć na niewymagającą wycieczkę. I w związku z tym, w naszych głowach zrodził się kolejny plan (wyjaśnienie punktu c) - poszerzenie grupy. Na dwa dni przed wyjazdem zadzwoniliśmy do Artura, który rok wcześniej zaopatrzył się w DLa 650 i z którym czasami lataliśmy wokół komina. Pomyśleliśmy, że będzie to dla niego idealna szansa na rozpoczęcie przygody z wyjazdami motocyklowymi.
CZWARTEK
Nasza propozycja została przyjęta przez Artura bardzo entuzjastycznie, skutkiem czego w czwartek z rana trzy motocykle wyruszyły w kierunku Wrocławia S8ką.
Pierwszy dłuższy przystanek robimy dopiero w Kostomłotach, kiedy
to opuszczamy A4 i zjeżdżamy na 5 w kierunku Lubawki. Dla mnie osobiście,
wjazd na tą konkretną drogę jest ogromną radością, gdyż kocham Dolny
Śląsk, a okolice Kamiennej Góry i Kotlinę Jeleniogórską najbardziej.
Humory dopisują, bo i pogoda, która wcześniej nieco nam marudziła nad
głowami, postanowiła zmienić oblicze na pogodniejsze. Perspektywa
deszczu została rozdmuchana przez wiatr.
Artur ma w Karpaczu rodzinę, dlatego to miejsce (znów ku mojej
osobistej, ogromnej uciesze) wybieramy na nocleg. Stamtąd będziemy mieć
też bardzo przyjemną drogę, i fenomenalną na rozgrzewkę dla nowicjusza,
do Czech i dalej ku kolejnym atrakcjom.
PIĄTEK
Plan na ten dzień jest następujący:
- lecimy do Czech,
- zahaczamy o Pekelne Doly,
- skalny zamek w Sloup,
- i Pańską Skałę,
- po czym lądujemy na kempingu w Jetrichovicach.
Szalenie proste! A więc, jedziemy.
Wszystkim, którzy tego jeszcze nie zrobili, polecam taki przejazd z Karpacza do Jakuszyc: Miłków, Sosnówka, Sobieszów, Jagniątków, Michałowice, Szklarska Poręba, Jakuszyce.
UWAGA!!! Na odcinek Jagniątków-Michałowice należy zjechać z drogi 366 w lewo! Zobrazowane jest to na mapce.
Plusy? Widoki. Początkowo, po minięciu Miłkowa, otwiera się przed nami panorama Karkonoszy - widok, który nikogo nie pozostawi obojętnym. Droga nie jest prosta jak drut, dlatego można się delikatnie rozgrzać przed wjazdem na odcinek Jagniątków - Michałowice, gdzie czekają na nas fajne zakręty. Tu możemy nieco pogonić, ale prawdziwa frajda zaczyna się, kiedy zjedziemy na 3 z Jeleniej Góry do Jakuszyc. Szybkie, szerokie winkle po pięknym asfalcie, słynny Zakręt Śmierci i Wodospad Szklarki czekający nas po lewej to niewątpliwe atrakcje tego odcinka.
Minusem jest ruch na 3ce :/ Jeśli uda nam się lecieć rano, to żadne zawalidrogi nam nie grożą. Ale jest to dość uczęszczana trasa, zwłaszcza w godzinach od 10-20, więc warto mieć się tam na baczności.
UWAGA!!! Jest to odcinek bardzo popularny wśród motocyklistów (podobnie jak Jagniątków - Michałowice) dlatego możemy się spodziewać jednośladów ścinających zakręty lub wyprzedzających na zakrętach, co zdarza się bardzo często. Dlatego zalecam szeroko pojętą ostrożność i trzymanie się prawej strony pasa w ciasnych i niewidocznych zakrętach.
Plan na ten dzień jest następujący:
- lecimy do Czech,
- zahaczamy o Pekelne Doly,
- skalny zamek w Sloup,
- i Pańską Skałę,
- po czym lądujemy na kempingu w Jetrichovicach.
Szalenie proste! A więc, jedziemy.
Wszystkim, którzy tego jeszcze nie zrobili, polecam taki przejazd z Karpacza do Jakuszyc: Miłków, Sosnówka, Sobieszów, Jagniątków, Michałowice, Szklarska Poręba, Jakuszyce.
UWAGA!!! Na odcinek Jagniątków-Michałowice należy zjechać z drogi 366 w lewo! Zobrazowane jest to na mapce.
Plusy? Widoki. Początkowo, po minięciu Miłkowa, otwiera się przed nami panorama Karkonoszy - widok, który nikogo nie pozostawi obojętnym. Droga nie jest prosta jak drut, dlatego można się delikatnie rozgrzać przed wjazdem na odcinek Jagniątków - Michałowice, gdzie czekają na nas fajne zakręty. Tu możemy nieco pogonić, ale prawdziwa frajda zaczyna się, kiedy zjedziemy na 3 z Jeleniej Góry do Jakuszyc. Szybkie, szerokie winkle po pięknym asfalcie, słynny Zakręt Śmierci i Wodospad Szklarki czekający nas po lewej to niewątpliwe atrakcje tego odcinka.
Minusem jest ruch na 3ce :/ Jeśli uda nam się lecieć rano, to żadne zawalidrogi nam nie grożą. Ale jest to dość uczęszczana trasa, zwłaszcza w godzinach od 10-20, więc warto mieć się tam na baczności.
UWAGA!!! Jest to odcinek bardzo popularny wśród motocyklistów (podobnie jak Jagniątków - Michałowice) dlatego możemy się spodziewać jednośladów ścinających zakręty lub wyprzedzających na zakrętach, co zdarza się bardzo często. Dlatego zalecam szeroko pojętą ostrożność i trzymanie się prawej strony pasa w ciasnych i niewidocznych zakrętach.
Istnieje również druga opcja przejazdu, ale ja nie jestem jej fanką,
gdyż wiedzie ona głównie przez las i, o ile ciekawa, bo umiarkowanie kręta, to
pozbawia nas widoków. Ale, dla chętnych, podaję jej przebieg.
Jedziemy w górę Karpacza (główną drogą, do Wangu) i dalej cały czas po pierwszeństwie zjeżdżamy 15km w dół przez Bierutowice i Przesiekę aż do Podgórzyna, gdzie wlatujemy na drogę 366, jedziemy na Sobieszów i dalej j/w.
Jedziemy w górę Karpacza (główną drogą, do Wangu) i dalej cały czas po pierwszeństwie zjeżdżamy 15km w dół przez Bierutowice i Przesiekę aż do Podgórzyna, gdzie wlatujemy na drogę 366, jedziemy na Sobieszów i dalej j/w.
Jeśli ktoś będzie miał chęć, to warto, już za Szklarską, zatrzymać się na dużym parkingu zaraz po minięciu Kruczych Skał (nie da się ich nie zobaczyć - goła, wysoka granitowa ściana po lewej ręce) i mostu na rzece Kamienna, zjechać na parking i podejść 1,5km w górę (około 25 minut na nogach wolnym spacerem), aby zobaczyć Wodospad Kamieńczyk. Po uiszczeniu opłaty można zejść schodami w dół i popatrzeć na spadające z 27 metrów kaskady górskiej wody. Dodatkowe wrażenie robi wąwóz, którego dnem spływa Kamienna - wąski, 30 metrowy rów wybity przez wodę w litej skale. Widok wart jest zachodu i podejścia!!!
Jesteśmy w Jakuszycach. Kto nie ma koron, niech tu zakupi, albo zaopatrzy się w nie wcześniej. W Czechach lepiej płacić koronami, bo przy opcjonalnym szastaniu Euro może nas spotkać przelicznik po żydowskim kursie.
A teraz lecimy na Liberec. Tutaj możliwości są nieograniczone. Można jechać cały czas główną, śliczną drogą przez Harrachov, Tanvald i Jablonec nad Nysą, albo wyłączyć w GPS główne drogi i puścić się wąskimi, krętymi przecinkami na jedno auto i tak bujając się dojechać do Liberca. My właśnie tak uczyniliśmy. Jeśli też wybierzecie tę opcję, to miejcie na uwadze wszechobecny żwir w większej lub mniejszej ilości. A kraina jest piękna :) Zielona, soczysta, pachnąca... Chce się jechać!!!
Mijamy Liberec. Pierwszym punktem naszej wycieczki (i tu wyjaśnienie punktu c) są Pekelne Doly. Je po prostu trzeba zobaczyć! Piaskowa skała, którą zaadoptował czeski klub motocyklowy Pielekne Doły i dostosował do swoich potrzeb, jako miejsce spotkań. Główną charakterystyką tego miejsca jest to, że droga nie kończy się wraz z ostrym podjazdem pod skałę. Nie musimy zsiadać z motocykla, żeby podejść do baru, czy obejrzeć jaskinię. Bo do niej można wjechać :) Po wymalowanych pasach można pokluczyć po kilku salach, zaparkować przy kanapach, czy po prostu dla funu pokręcić się w kółko dookoła piaskowych filarów. Oczywiście przy zachowaniu ostrożności, gdyż oświetlenia tam nie ma. Ciemność i głośność, gdyż - jeśli słyszeliście kiedyś motocykl w zamkniętym garażu, to było NIC :D Tam akustyka jest taka, że wystarczy jeden motocykl, żeby pękały bębenki. Dlatego właśnie, chcemy tego wszystkiego doświadczyć osobiście :)
Mapka pokazuje opcję dojazdu drogą główną, ale znowu można poszaleć i pojechać bokami :)
Udajemy się więc do Lindavy (adres: Lindava
315), co wcale nie jest aż taką prostą sprawą. W GPS wariuje, my w
lesie, psy jakieś szczekają, a jaskini nie ma. Mekka czeskich
motocyklistów podobno, a tu dupa zbita - nic nie warczy, płasko...
Ratuje nas internet Artura. Google szybko ukazują prawdę o naszym położeniu i wskazują właściwą drogę. Problemem jest jednak to, że dojazd i tak nie jest łatwy, bo nie ma żadnych znaków, które by na Piekielne Doły prowadziły, a i mapa googli jest mało dokładna wskazując jedną nitkę w miarę prostej drogi, gdy w rzeczywistości lądujemy na paru skrzyżowaniach i niekoniecznie wiadomo, czy to główna, czy podporządkowana, jechać w lewo czy w prawo...? A ludzi tam uświadczyć ciężko, bo to głęboka prowincja, parę domów na krzyż. No ale jedziemy. I dojeżdżamy :)
Najpierw ostro pod górę po betonowych płytach, a potem już objazdówka. W roli głównej: Cezary.
Ratuje nas internet Artura. Google szybko ukazują prawdę o naszym położeniu i wskazują właściwą drogę. Problemem jest jednak to, że dojazd i tak nie jest łatwy, bo nie ma żadnych znaków, które by na Piekielne Doły prowadziły, a i mapa googli jest mało dokładna wskazując jedną nitkę w miarę prostej drogi, gdy w rzeczywistości lądujemy na paru skrzyżowaniach i niekoniecznie wiadomo, czy to główna, czy podporządkowana, jechać w lewo czy w prawo...? A ludzi tam uświadczyć ciężko, bo to głęboka prowincja, parę domów na krzyż. No ale jedziemy. I dojeżdżamy :)
Najpierw ostro pod górę po betonowych płytach, a potem już objazdówka. W roli głównej: Cezary.
I jeszcze ujęcia z naszej strony :) Wjazd smoka...
I smoka tegoż również wyjazd ;)
Całe miejsce wygląda tak:
Motocyklistów jest tam chmara. Nie ma jakichś podziałów na typ jednośladu. Są turystyki, enduro, kosiarki vel. plastiki, cruisery, choppery... Hulaj dusza! Tu każdy motocyklista jest bratem, niezależnie, co dosiada.
Tutaj było małe zamieszanie, bo okazało się, że było też przestawienie i wszyscy musieli pomagać "wzrokowo" w rozpakowywaniu pewnej składanki, do której doprowadził motocyklista z Niemiec urządzając..... domino ze stojących równiutko, jeden obok drugiego, motocykli. 5 sztuk poszłooooo!!! na boczek w akompaniamencie przerażonych spojrzeń i łapania się za głowy. Gdyby miały po 4 kółka, to by się się zdarzyło.. ;) ale nie mają!!! I chwała im za to ;) Co ma wisieć, nie utonie, a motocykl nie quad - do pionu dąży tylko jak ma ciąg. Bez tego ciągnie do gleby. End of story ;)
Uczciliśmy to wydarzenie nie gapieniem się i nie robieniem zdjęć nieszczęśnikom podnoszącym swoje maszyny. Jakąś kulturę trzeba mieć.
Pomimo ogólnego zachwytu nad tym miejscem, na sofach nie odważyliśmy się usiąść...
W środku bar, głośna muzyka. Huk niesamowity, bo każdy przejeżdżający motocykl w miejscu o takiej akustyce, po prostu rozwalał uszy i trepanował czaszkę aż do pnia mózgu! Byli też tacy, co i gumę sobie spalili, co połączone z ogólnym zawisem ciężkiej chmury spalin powodował sufokatywną mieszankę, przed którą lepiej było albo uciekać, albo zabezpieczać się tak jak Cezar na zdjęciu poniżej :)
Nie da się tam pojechać, objechać jaskini i wyjechać
zaraz w dalszą drogę. Ten klimat trzyma w kleszczach i trzeba zrobić tam
sobie dłuższy przystanek. My, jak zwykle, zamiast piwa w barze ;)
zaopatrujemy się w pamiątki - bez naszywek i naklejek ani rusz! Można
tutaj również urządzić sobie popas, co czynimy, aby nabrać sił do
dalszej jazdy.
Ale czas w miejscu nie stoi. Mamy jeszcze dwie atrakcje do zaliczenia, więc ruszamy w drogę. Kolejny przystanek: Sloup. Jedyne 9km, ale na tej drodze po raz pierwszy spotykamy się z przepięknymi, czeskimi piaskowcami. De facto na tej drodze zaczyna się nasza mała saksońska przygoda.
Ale czas w miejscu nie stoi. Mamy jeszcze dwie atrakcje do zaliczenia, więc ruszamy w drogę. Kolejny przystanek: Sloup. Jedyne 9km, ale na tej drodze po raz pierwszy spotykamy się z przepięknymi, czeskimi piaskowcami. De facto na tej drodze zaczyna się nasza mała saksońska przygoda.
Delikatnie wijąc się, droga biegnie piękną, zieloną krainą. Po prawej możemy podziwiać skupiska piaskowych turni, a także piękny, wykuty w skale amfiteatr ze sceną i widownią.